poniedziałek, 29 września 2014

Pora opadu kasztanów

W drodze na dworzec PKP mijam dorodny kasztanowiec, który rośnie tuż przy ulicy i trzeba łapać, zanim zdobycz spadnie pod koła samochodu. Więc obeszłam go wkoło, przetrząsając trawę. I nic! Ani kasztana w polu widzenia! Wszystkie już rozjechane? Smuteczek. Już odchodziłam w swoją stronę, gdy nagle - bęc! - spadł jeden, a za nim drugi. Przybiegłam z powrotem, pozbierałam. Odczekałam chwilę. Znowu nic. Nie to nie, idę sobie! A ten zielony złośliwiec tylko na to czekał i zrzucił jeszcze co nieco, żebym sobie jeszcze trochę pobiegała.
Co roku wrzesień to taka jedna wielka walka.
To jednak było na początku miesiąca i od tamtej pory zdążyłam zebrać już drugi koszyk kasztanów, którymi się niniejszym pochwalę:


A rzeczony kasztanowiec mijam ostatnio dość często, bo zaczęło się jeżdżenie do Wrocławia i z powrotem, buhaha. Z okazji studiów. Bibliotekarskich. A do tego zaocznych, co oznacza nieprzyzwoitą porę wstawania, ale na szczęście tylko przez dwa dni w miesiącu, więc może przeżyję. Mam za to sympatyczną grupę (której większość przyznaje się do czytania fantastyki, ale jeszcze nie wiem, czy mam odwagę zapytać o konkretne tytuły) i sensownych nauczycieli, i pierwsze zajęcia miałam w piwnicy salce teatralnej i jest dużo chodzenia po schodach (a myślałam, że schodów w college'u nic nie przebije, o ja niemądra). I będę się uczyć katalogowania, dziejów książki, różnic między literaturą piękną i niepiękną oraz informatyki, która, jak na każdym etapie mej edukacji, zapowiada się na jedną wielką głupawkę. I będę Kreatywna i Wygadana przed Publicznością, chyba że zeżre mnie stres i ucieknę. Ale może nie. Może zasnę w trakcie. Zobaczymy.

A na razie pora być Kreatywną i Wyklikaną na Tym Blogu Obok, bo jak wiadomo, nauka jest najlepszą motywacją do odkładania jej na później i pisania. Chyba że też zasnę w trakcie. Poza tym jesień dobrze robi na wena. Przydałoby się dołożyć jeszcze parę liści do tych kasztanów.

niedziela, 15 czerwca 2014

Bo po co komu początki, skoro można końcówkę?

Ogólnie rzecz biorąc, test z twórczej improwizacji nie poszedł mi najgorzej; pewnie nie wypadłabym lepiej nawet gdybym poświęciła wczorajszy wieczór na ćwiczenia, zamiast spędzić go z resztą dziewcząt u Many. Zresztą... Wymknięcie się z dormitorium w okolicach północy, bez potknięcia się o któryś z najnowszych czarów alarmowych wymagało nie lada kreatywności. Mam wręcz wrażenie, że czary te są tkane specjalnie jako wyzwanie dla nas...
W każdym razie, skoro naukę mam na dziś (w większości) z głowy, może warto zająć się błękitną kopertą, która wciąż spoczywa na dnie mojej torby? Kiedy psorka Nealis mi ją wręczyła, nawet nie rzuciłam okiem na adres, zapadł mi w pamięć tylko kolor i faktura. Tymczasem, niespodzianka! - po wygrzebaniu jej z torby dociera do mnie jeszcze zapach. Nie, nie drogich perfum, ale raczej... Powietrza po deszczu?
To i tak prawie jak list od wielbiciela, gdybym jakiegoś miała...
Choć Derys pewnie z rozkoszą wypomniałaby mi Lynna.
Na kopercie pieczęć z symbolem słońca i liścia. Dlaczego ktoś miałby przysyłać mi cokolwiek z Solen? Jedyną osobą, jaką tam znam, jest Presta, a ona raczej przekazałaby wiadomość przez Andante. Nie, nie rozumiem. I aż żal przełamywać tę pieczęć. Albo strach - ale przed czym?
Po ujrzeniu kolejnej pieczęci, tym razem otoczonej nutami, list wypadł mi z rąk. Zanim ponownie do nich trafił, zdążyłam potknąć się o własną torbę i usiąść na podłodze, tak dla bezpieczeństwa. Przeczytałam go raz, drugi...
I jeszcze nie wierzyłam.
Czyżbym nagle przeniosła się do jednej z tych baśni, w których uboga sierotka trafia do pałacu i zostaje księżniczką? Tyle że ja bynajmniej sierotką nie jestem, zaś miejsce pałacu zajmuje... najsłynniejsza uczelnia muzyczna, o jakiej kiedykolwiek słyszałam?!
Oto trzymam w ręce klucz do triumfu nad światem - co tam nad światem, nad własną niepewnością! - i teraz potrzebuję tylko kogoś, kto by mnie uszczypnął, bym uwierzyła, że nie śnię!
Znajdująca się na drugim końcu korytarza sala muzyczna była oczywiście pierwszym miejscem, do jakiego skierowałam kroki. Ale w sali siedziały tylko jakieś pierwszaczki, które rozłożyły na podłodze mapy nieba, pewnie do powtórki z wróżbiarstwa albo magii gwiazd.
- Nie ma psora Nentrisa? - rzuciłam odruchowo, choć przecież sama widziałam, że nie. Dziewczęta zapatrzyły się na mnie ze zdziwieniem.
- Chyba p-powinien być u siebie?... - zasugerowała jedna z nich nieśmiało. Tak się przejęła rozmową ze starszą koleżanką czy też uznała ową koleżankę za ślepą i bezrozumną?
Cóż jednak poradzę, że na słowa "u siebie" przychodzi mi na myśl właśnie sala muzyczna?
Westchnęłam i pokiwałam głową, czując się faktycznie jak ślepa idiotka. Nie chcąc im dłużej przeszkadzać, zamknęłam drzwi i popędziłam do windy.
Dziwne, jak bardzo dłużyła mi się droga w dół. Przecież jazda windą zawsze wydawała mi się szybka. A już gdy miejscem przeznaczenia miała być pracownia alchemiczna, wręcz za szybka.
Ostatnie kilka kroków przebiegłam jak... Ha, powinnam powiedzieć "jak na skrzydłach", ale to nie oddaje mojego stanu ducha. Powiem więc szczerze: jakby goniło mnie stado rozhukanych jednorożców.
- To ty, Kerell? - Andante nawet nie odwrócił głowy; wciąż nie mogę się nadziwić, że pośród tych wszystkich bulgoczących fiolek nie tylko mnie słyszy, ale i rozpoznaje. - Masz do mnie jakąś sprawę? Wyniki testu będą dopiero jutro.
- Nie o to chodzi. Chciałam... - mój oddech już się wyrównał, ale jakoś trudno było mi znaleźć słowa. - Profesorze, konserwatorium w Cantioli przysłało mi zawiadomienie. O przyjęciu.
Dopiero wtedy się obejrzał i odstawił na stół warzoną przez siebie miksturę. Oby to nie była jedna z tych, które należy mieszać bez przerwy przez określony czas, bo inaczej...
- O jakim przyjęciu? Kostiumowym? Oficjalnym czy prywatnym? Kto jest zaproszony? - cały Andante: trudno rozgryźć, czy się z człowieka śmieje, czy go poprawia. - Całym zdaniem proszę.
- O przyjęciu mnie na naukę - wyciągnęłam rękę z listem; nawet nie zauważyłam, jak go wymięłam. - W Cantioli najwyraźniej uważają, że jestem warta ich czasu i... i chcą sprawdzić mój potencjał dźwiękmistrzowski. Nie wiem tylko...
- Bardzo słusznie - skinął głową, ledwo rzuciwszy okiem na wiadomość. - Nie byłem wcale pewien, czy nagranie z balu zimowego zostanie zauważone, a co dopiero odsłuchane. O ile mi wiadomo, cantiolijska uczelnia otrzymuje mnóstwo zgłoszeń... A wymagania ma wysokie.
O czym on mówi? Każde słowo z osobna rozbrzmiewa echem w mojej głowie, ale zebrane razem nie mają sensu. Wysłał nasz występ do najlepszego konserwatorium na świecie?... Ktoś to w ogóle nagrał?!
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? - w gardle mi zasycha; przecież wcale nie to chciałam powiedzieć! A jednak nie milknę. - Dlaczego zdecydował pan za mnie?
- Wolałem oszczędzić ci ewentualnego rozczarowania - Andante mówi zdecydowanym głosem, ale odwraca wzrok. - Nie patrz tak na mnie, Kerell; przynajmniej tyle mogłem zrobić dla twojego rozwoju artystycznego.
- Po ponad roku morderczych ćwiczeń... Po tej niezachwianej wierze we mnie? Faktycznie, nic pan dotąd dla mnie nie zrobił.
- Nie - westchnął i posłał mi jeden ze swoich powściągliwych uśmiechów. - Robiłem to dla siebie. - Pokręciłam głową, nadal nie rozumiejąc. - Na zimowym balu podziękowałem ci nie bez powodu. Sprawiłaś, że przeminęły... moje dawne żale i przypomniałaś mi, jaką radość może dawać muzyka. Ale byłbym ostatnim egoistą, gdybym pozwolił ci utknąć tutaj, jako zaledwie jeden z wielu głosów.
- To bardzo niesprawiedliwe wobec reszty chóru.
- Być może, ale w przyszłym roku wróci profesor Sang-Treville, a jej podejście do muzyki jest inne niż moje. Wątpię, że będziesz miała wtedy szansę na dalszy rozwój, a Salvia... Vylette nie poszerzy programu nauczania tylko dla jednej uczennicy.
Tylko dla jednej? Jakie to dziwne uczucie słyszeć coś takiego od człowieka, który zwykł grzmieć o idealnej harmonii i konieczności zgodnego współbrzmienia. Jakby nagle cały świat kończył się na mnie, przyszłej królowej estrady. To niedorzeczne. Ja przecież chciałam tylko... śpiewać.
- W Cantioli też będę musiała zaczynać od zera - próbuję odbić jego argumenty. - Czego pan ode mnie oczekuje? Nie wiem... - zaciskam powieki, próbując zebrać myśli, ale głupie emocje biorą górę. - Jak mam śpiewać do jakiejś obcej muzyki?!
Cichy odgłos kroków; nie otwieram oczu, ale czuję jak Andante kładzie dłoń na moim ramieniu. Kiedyś taki gest sprawiłby, że w panice zastanawiałabym się, co zbroiłam. A dzisiaj... Ha, dzisiaj też.
- Jeśli jesteś tak zdolna, za jaką cię uważam, za jaką już uważają cię w Cantioli, będziesz w stanie każdą "obcą" muzykę uczynić własną - mówi cicho. - Ale jeśli odrzucisz taką szansę wyłącznie z wdzięczności dla mnie...
- Wtedy co?
- Wtedy - głos Andante twardnieje - ta wdzięczność będzie niepotrzebnym ciężarem dla nas obojga.
- Podobnie jak pańska wdzięczność dla mnie, jeśli wyjadę - odparowuję, spoglądając prosto na niego i widząc zaskoczenie w jego wzroku, gdy cofa rękę. Nie, naprawdę nie chciałam się rozzłościć, nie teraz, ale już za późno, cios za cios.
- Kerell, zrozum...
- Akcent na drugą sylabę - przerwałam i odwróciłam się w stronę wyjścia.
- Słucham?... - coś takiego, zbiłam go z tropu! W innych okolicznościach pobiegłabym pochwalić się przyjaciółkom.
- W moim nazwisku. Jak ktoś tak dokładny jak pan mógł przeoczyć taki szczegół? - wiem, że zachowuję się dziecinnie... że może od początku zachowywałam się dziecinnie, ale już nic na to nie poradzę. Przynajmniej nie wybiegłam ze szlochem ani nie trzasnęłam drzwiami.
Nie zawracałam sobie jednak głowy pozostałymi lekcjami; poszłam prosto do domu, by zamknąć się w zielonym pokoju, tylko ze swoimi myślami.
Tak, Lavie! Co się robi na wieść, że ma się taką okazję na rozwój talentu? To proste - najlepiej pobiec do człowieka, któremu zawdzięcza się tę szansę, i sprowokować kłótnię! Czego, na bogów, się spodziewałam? Że odradzi mi wyjazd?...
W takim razie trzeba było najpierw pochwalić się Eothe - ona na pewno zaprotestowałaby głośno, desperacko i z użyciem przemocy. Albo obwieścić nowinę Shee'Nie, Derys czy nawet Manie, bo one zaraz urządziłyby kolejną imprezę, tym razem na moją cześć, po której czułabym się dumna i zadowolona.
Oczywiście powiedziałyby, że będą tęsknić... I później żyłyby dalej, tu, gdzie znalazły sobie miejsce. Nie sądzę, byśmy straciły kontakt, ale... skąd mam wiedzieć, czy nawiążę nowe przyjaźnie w Cantioli? A jeśli zamiast tego spotkam tam więcej takich Carthii i Meggin, i moja nauka śpiewu będzie jednym wielkim pasmem udręki?
Też coś. Od kiedy tak boję się zmian? Inaczej to wyglądało, kiedy rzuciłam wyzwanie rodzinie i bez wielkiego żalu wyjechałam z Tarahieny w nieznane. Tyle że właśnie... właśnie bez żalu. A tu, w Arquillonie, po raz pierwszy od dawna poczułam się u siebie - dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo.
I mogę tak tu sobie wygodnie siedzieć, ucząc się magii, która idzie mi nie najgorzej, albo mogę iść dalej...
Gdzie zaś powinnam iść w pierwszej kolejności, to z powrotem do szkoły, by przeprosić Andante, ale nie jestem pewna, jak by te przeprosiny wyglądały, przy moim obecnym stanie ducha i... Nieważne. Zostanę sobie tutaj, w ciepełku, z twarzą ukrytą w poduszce.
I tak siedziałam przez długi czas, dopóki nie znalazł mnie Lynn.
- Jeśli teraz się przysiądę i cię przytulę, dostanę w zęby? - po tych słowach zrobił, co zapowiedział, nie czekając na moją reakcję.
I bardzo dobrze.

czwartek, 16 stycznia 2014

Za 10 dni stuknie mi osiemnastka!

Osiemnastka w charakterze fanki Sailorek, że tak uściślę. A ponieważ to nie tylko moja osiemnastka, będę miała niewątpliwą przyjemność przekręcenia do uke nr 1 i straumowania jej troszeczkę ("to już TAK STARE jesteśmy?!").
To interesujące uczucie, kiedy się tak patrzy wstecz na swoje rozmaite obsesje pasje i przyjaźnie ze świadomością, że można je już mierzyć nawet nie na lata, a na dekady. Z jednej strony zdziwienie upływem czasu, a z drugiej - duma, że to już tak długo.

Mam taką małą cichą nadzieję, że dane mi kiedyś będzie przebrać się w jakiś mhoczny a kiczowaty strój z mocnym makijażem i kolorowymi włosami i zaliczyć mhoczną a kiczowatą sesję zdjęciową, żebym mogła kiedyś sobie przeglądać te zdjęcia z łezką w oku: ach, wspomnienie z mojej mhocznej (a kiczowatej) przeszłości...

Tymczasem zaś zakończyłam stary rok i przywitałam nowy jako piratka w falbankach, w towarzystwie najlepsiejszych przyjaciółek i popapranych postaci z baśni. Lepiej się nie dało.

czwartek, 12 września 2013

Bo kiedy nie ma o czym, zawsze można o książkach!

Drogi Airelek nominował mię do Liebster Award, co, jak zobaczycie poniżej, jest takim fikuśnym eufemizmem na tagnięcie. A ponieważ jest to tagmięcie na temat książkowy, to ja reflektuję.
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.  Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań, otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
1. Do jakiej książki najczęściej wracasz?
Buhaha. Jakaż to może być cała seria książek i dlaczego Koło Czasu, hmm? Chociaż trylogia Dziedzictwo Kusziela (którą molestuję obecnie po raz któryś) i wszystko, co dotyczy czarownic ze Świata Dysku są bardzo, bardzo blisko.
Chociaż z drugiej strony... być może Emilka wyprzedza je wszystkie?...
2. Ostatnia książka którą czytałaś (czytasz) trafiła w twoje ręce przypadkiem, czy planowałaś jej przeczytanie?
Buhaha po raz drugi. Ostatnia, którą czytałam w ogóle, czy ostatnia, którą czytałam po raz pierwszy (tak, wiem, że to może zawile brzmieć)? Jeśli to drugie, czyli Entliczek Pentliczek, to od niedawna znajduję przyjemność w książkach Agathy Christie i ostatnio trafiła mi się akurat ta. Jeśli to pierwsze, to o Strzale Kusziela c h y b a słyszałam od koleżanki z Tanuka parę lat temu, a potem rzuciła się na mnie znienacka w bibliotece i poszła ze mną do domu, i potem nie chciała sobie iść, póki nie znalazłam drugiej części...
3. Jaką książkę (z tych, które znasz osobiście) chciałabyś przeczytać jako pierwszą w życiu?
Uuu... Pytanie tyleż potwornie trudne, co ciekawe. Co poleciłabym trzyletniej sobie? Jakąś baśń Marty Tomaszewskiej? Cokolwiek Astrid Lindgren? Baśnie Andersena (skądinąd Królowa Śniegu faktycznie była chyba jedną z pierwszych...)? Małą księżniczkę F. H. Burnett? Koralinę? :> Chyba że poczekałabym z czytaniem trochę dłużej, a wtedy... nie, w sumie to samo.
4. Czy istnieje gatunek którego nie czytujesz, a mimo to jakaś pozycja z niego zaskoczyła cię pozytywnie?
 Kiedyś powiedziałabym, że sci-fi, ale... Im dalej, tym bardziej nie wiem, jak właściwie należy definiować sci-fi *załamka*  
5. Do jakiej postaci chciałaś się upodobnić w dzieciństwie?
Hmm. Pod tym względem raczej celowałam w filmy i komiksy, ale książkowo byłam chyba gdzieś między Ronją, Gerdą i Słonecznikową Dziewczynką (która rozpirzyła w drobny mak zuą maszynę koszmarów za pomocą potęgi radości - istne anime, proszę państwa, istne anime!).
6. Z jakiej książki lepiej byłoby zrobić orgiami niż ją wydać? :P
Obawiam się, że dla pomieszczenia origami z harlequinów nie starczyłoby planety, nyo ale. Zawsze pozostaje Achaja, nieprawdaż?
7. Czy jest taka ekranizacja książki, której żałujesz, że powstała?
Czy mogę odpowiedzieć na to pytanie już po obejrzeniu Gry Endera?... OK, na razie nie kraczę. Czy za to mogę powiedzieć, że ekranizacje Koraliny i Gwiezdnego pyłu są jakieś takie... kompletnie odklimacone? Aha, jeszcze ten potworek nakręcony na podstawie Tajemnicy Rajskiego Wzgórza był tak przeraźliwie GUPI, ale tyle się na nim śmiałam, że prawie nie żałuję. I pewnie coś jeszcze bym znalazła, gdybym nie wyrzuciła z pamięci. Zawsze tak jest.
8. Do jakiej powieści (historii) chciałabyś dopisać dalszy ciąg?
Sanderson już to zrobił, dziękuję bardzo. Do każdej, którą kiedykolwiek zaczęłam pisać (chyba że to coś starego i durnego, bo wtedy w ogóle napisałabym to na nowo). 
9. Wolisz kupować czy wypożyczać?
Niby kupować, ale z drugiej strony opowiadań Sapkowskiego jak dotąd nie kupiłam, tak nie kupiłam... 
10. Czy jest cytat z książki, który zapamiętałaś/zapisałaś i masz go do tej pory?
Jeśli zdarza mi się coś przepisywać z książki, to zwykle są to wiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i nazbierało mi się ich trochę, oj, nazbierało...
11. Co możesz powiedzieć dobrego o książce, którą czytasz obecnie?
Występuje w niej stadko niezmiernie udanych postaci, zawiera sceny erotyczne, które NIE wywołują u mnie facepalma, nyo i jest TAK SMAKOWICIE NAPISANA, ŻE PO PROSTU NIE MOGĘ, a przy tym jeszcze nigdy się nią nie przejadłam.

Nie taguję nominuję, bo na razie nie bardzo mam pomysł, kogo. Jeśli to się zmieni, to może nawet sama siebie zaskoczę i wymyślę nowe pytania, hmm?
PS. Powinnam coś zrobić z tą kolorystyką, nieprawdaż?

piątek, 16 sierpnia 2013

Dzień dobry. Dzień dobry. Dzień dobry.

Dopiero co była zeszła sobota, a tu proszę - nagle zaczął się piątek!
Zawiłości czasoprzestrzenne odrobinkę przechodzą moje pojęcie, nie zdziwcie się więc, jeśli wrócę tu za trzy miesiące, przekonana, że minęło dopiero kilka dni. Ja się nie zdziwię.

Herbata na dzisiaj to pu-erh "Zorza Polarna" z brzoskwinią, cytryną, nagietkiem i bogowie-wiedzą-czym-jeszcze.

Miłego popołudnia, drodzy Ewentualni Czytelnicy. I ostrożnie ze słońcem. Słońce to wróg.